Choć strajk nauczycieli trwa już od ponad dwóch tygodni, rząd PiS wydaje się nie być zainteresowany rozwiązaniem problemu. Zamiast szukać porozumienia z nauczycielami, politycy Prawa i Sprawiedliwości szukają furtki prawnej.
Jak twierdzi wiceprezydent Tomasz Trela, w Łodzi wciąż strajkuje blisko 290 szkół, z czego prawie 100 złożyło wnioski o zawieszenie zajęć. Na dodatek zagrożone są matury, ponieważ przed strajkiem klasyfikacyjne rady pedagogiczne odbyły się jedynie w czterech szkołach. W związku z tym dyrektorzy wspólnie zdecydowali o odwołaniu piątkowego, uroczystego zakończenia roku szkolnego.
"Brak klasyfikacji oznacza, że nie będzie matur, ale mamy jeszcze trochę czasu, dlatego poprosiłem dyrektorów szkół, by zwoływali rady dziś, jutro i w piątek. Być może nauczyciele wezmą w nich udział i egzaminy będzie można przeprowadzić. Chcę jednak podkreślić, że o tym, czy matury odbędą się bez przeszkód nie decyduje samorząd, czy dyrektor szkoły, a rząd. Nauczycielski strajk jest odpowiedzią tej grupy zawodowej na politykę rządu, dlatego cały czas liczę, że premier zachowa się odpowiedzialnie i jedną decyzją zakończy ten protest" - powiedział Tomasz Trela, wiceprezydent Łodzi.
Do końca tygodnia dyrektorzy mają podjąć próbę zwołania klasyfikacyjnych rad pedagogicznych, by umożliwić uczniom zakończenie roku szkolnego i podejście do egzaminów maturalnych.
"Oczywiście pracownicy wydziału edukacji zadeklarowali pomoc w kompletowaniu komisji, jak to było w przypadku egzaminów gimnazjalnych, czy ósmoklasistów, ale tutaj potrzeba znacznie więcej nauczycieli z konkretnymi kwalifikacjami" - dodał wiceprezydent Trela.